niedziela, 4 marca 2012

Troche wiecej o Rumunii


Wczoraj, a więc w sobotni poranek, wybrałyśmy się na miejscowy targ staroci – podobno jest to część rumuńskiej kultury i tego typu bazary można spotkać prawie wszędzie w Rumunii.
Nastawiłam się na coś super-extra!

Przy okazji pierwszy raz skorzystałam z miejskiego transportu. Mają tu francuskie autobusy miejskie, identyczne jak w Paryżu, zielono-białe. System kasowania biletów jest dość ciekawy. Szczerze mówiąc nie wiedziałyśmy z Reni, jak to zrobić, więc poczekałyśmy aż ktoś się pojawi i skasuje. Okazało się to proste jak drut.

Jeśli chodzi o podróż atobusem... hmmm, nie wspominam jej najlepiej, większość ludzi jechała na ten bazar właśnie – zwany Osar. I nie wiem, czy to ludzie czy autobus sam w sobie, ale zapach nie był zbyt przyjemny. Wręcz musiałyśmy zasłonić sobie twarze i nosy, bo nie dało się oddychać. No ale takie rzeczy zdarzają się często i w centrum Warszawy, zwłaszcza zimą.

Na sam targ dotarłyśmy trochę za późno, bo część sprzedawców zaczęła się już zwijać i pakować. Następnym razem na pewno przyjedziemy wcześniej.
W każdym razie nie handlowno niczym nadzwyczajnym. W zasadzie przeważała ilość stoisk z używanymi ciuchami i butami. Moja współlokatorka poszukiwała starych aparatów, było nawet parę sztuk, na moje oko, całkiem w porządku. Poza tym, nie handlowano meblami, raczej różnymi użytecznymi bądź mniej użytecznymi przedmiotami.







Czy te oczy moga klamac? Nawet kupilabym taka czape u niego. :)




































Dziś wieczorem poszłyśmy z Reni na długi spacer, wzdłuż rzeki. Bardzo fajna okolica starych willi, park, w pobliżu przyjemny budynek uniwersyetu i super-hiper stadion sportowy (naprawdę z zewnątrz wygląda nie licho!).

Trochę zmarzłyśmy, bo chociaż wiosna teoretycznie się zaczęła, wciąż tempertura jest bliska 0 stopni. Zachód słońca był niesamowity. Przy okazji odkryłyśmy co najmniej 10 miejsc, do których warto zajrzeć – kawiarni, pubów – każdy inaczej urządzony, o super wystroju. Serio, jest tu tyle ciekawuch knajpek i kawiarni.... Na każdym rogu. Dwa razy byłam już w Bułgakow'ie (czyli u poczciwego Bułhakowa), gdzie gości nas Behemot. :) Jest tam mnóstwo pomieszczeń, każdy pokój jest inny, mnóstwo starych mebli, ale motywem przewodnim są koty. Malowane na ścianach. Genialne. Przy okazji ceny przystępne, miła obsługa.


Cluj, otoczone jest górami, wygląda to niesamowicie, szczególnie przy zachodzie słońca.


stadion Cluj Arena

myślę, że mają się czym pochwalić





stary park

Bob - everyone can find his own London (even in he middle of Transilvania)

(widok z akademiku)




















































Co wieczór, na placu Piata Unirii przy kościele św. Michała gromadzi się niezbyt pokaźna grupka ludzi i manifestują (na pewno przeciwko jakiemuś politykowi, bo zrozumiałam: nazwisko + dimisione). Zabawne, bo co wieczór policja musi się zbierać wokół tego placu, żeby pilnować porządku i wszyscy wydają się być już tym znudzeni.
1-szego marca, czyli pierwszego dnia wiosny, kiedy na tym placu była cała masa straganów i ludziki kupowały te zabawne ozdoby, tamci zaczęli swój protest, a wokół rozległo się głośne: "buuuu". Raz też widziałam dużo większy przemarsz przeciwko ACTA.





W piątek miałam okazję zjeść coś tradycyjnego nareszcie!
Za jedyne 14 zł dostałam dwudaniowy obiad z deserem, w centrum miasta, w całkiem eleganckim lokalu. Najpierw była zupka, z mięskiem i warzywami i na pewo na śmietanie – bo biaława, pyszna. Później dostałam miejscowy gulasz z mamałygą (czyli kukurydzą jakoś tak przyrządzoną, że wygląda jak ziemniaki) – bardzo dobre i pożywne, najadłam się po uszy, a pani jeszcze przyniosła mi na deser naleśnika z marmoladą. To lubię! :)

Coraz bardziej mi się tu podoba.

Może jeszcze wyjaśnie sytuację moich studiów.
Jak wspomniałam ostatnio, okazało się, że nia ma opcji studiowania socjologii po angielsku, a jednak trochę inaczej się umawialiśmy. Moja frywolna pani koordynator powiedziała mi, że na żad ne zajęcia nie muszę przycodzić, bo przecież i tak nic nie zrozumiem, więc wystarczy, jak napiszę maile lub przyjdę i porozmawiam osobiście z prowadzącymi zajęcia na temat zaliczenia (jej zdaniem będzie to jakiś esej do napisania).
Nie powiem, że nie byłam w lekkim szoku. W końcu przyjechałam tu studiować!
Myślałam poważnie, żeby się zawijać z powrotem po zobaczeniu kilku ciekawych miejsc w Transylwanii, no ale ostatecznie zostaję. Mam możliwość wyboru dowolnej liczny przedmiotów w języku angielskim z innych wydziałów. Będę więc chodzić głównie na zajęcia z dziennikarstwa (cieszę się!) i studiów transatlantyckich. Poza tym może uda mi się też chodzić na 3 języki + we wtorek mamy pierwsze zajęcia z rumuńskiego. :)










 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz