Zeszły tydzień spędziłam w Budapeszcie. Calutkie 7 dni!
Widok z Pesztu na wzgórze zamkowe w Budzie |
Była to już prawdopodobnie moja ostatnia taka wyprawa podczas pobytu w Rumunii, bo i funduszy zaczyna brakować i egzaminy zbliżają się nieuchronnie i niedługo już trzeba będzie wracać do domu (przynajmniej na jakiś czas :D)...
W Budapeszcie byłam już raz, w pierwszej klasie liceum, na kilkudniowej wycieczce - i strasznie mi się wtedy podobało. Fajnie więc było wrócić po dokładnie 6 latach (jak ten czas ucieka!).
We własnej osobie na Placu Bohaterów |
Wiadomo jak to jest na zorganizowanych wyjazdach, nie obejrzy się wszystkiego tak jak się chce, jeździ się tylko z miejsca w miejsce i nie ma za dużo czasu wolnego, choć i tak ten wyjazd wspominam z uśmiechem. Spałyśmy w fantastycznym miejscu, nasz pokój w fajnej wieżyczce.
Tak na marginesie: Marta, Ania, ja, Basia, Gosia, Asia, Agnieszka, Kamila... czy my wszystkie faktycznie spałyśmy w 8 w jednym pokoju, zamiast w dwóch przysługujących nam??? :D opowiadając historie o babkach z tarką, o tym, że nie tylko psy liżą stopy (czy jakoś tak), oglądając "Osadę" po węgiersku i robiąc inne szalone rzeczy?? a potem Bożenka mówiła, że dziewczynki z jednego pokoju były takie grzeczne... no nic dziwnego, jak ich tam wcale nie było! :D. Ale to taka anegdotka. Fajnie było. :)
Teraz trochę inaczej, ale Budapesztowi udało się skraść moje serce. Totalnie się zakochałam. :)
Nie ukrywam, że pojechałam tam tym razem, aby spotkać się z tym Panem, na zdjęciu poniżej. Do Kluż już nie chciał przylecieć, a chciał zobaczyć coś nowego w Europie Wschodniej, stąd nasz wybór. Jak się okazało - trafny (lepiej być nie mogło).
Taka ot szczęśliwa parka |
Lokalizację wybrałam świetną i prawie najtańszą z możliwych. Pokój z łazienką i maleńkim aneksem kuchennym, nie zbyt dobrze wyposażonym (ale jakoś sobie z tym poradziliśmy). Wyjazd bowiem miał się odbyć tanim kosztem - także jedliśmy głównie u siebie.
W ciągu dnia nawet mocno nam się nie chciało, ze względu na temperaturę. Poza jednym deszczowym dniem, pogoda dopisywała.
Mieszkaliśmy w XIII dzielnicy, w Peszcie, bardzo blisko rzeki i wyspy św. Małgorzaty na Dunaju, oczywiście.
Widok na miasto ze wzgórza Gellerta, w oddali wyspa św. Małgorzaty |
Czas spędzaliśmy eksplorując miasto wyłącznie na piechotę. Czasami dłuuuuugimi godzinami, zaglądając, gdzie się dało i gdzie nam wcześniej polecono (tu podziękowania dla braciszka Karola i Pauli za super doradztwo).
Po stronie Pesztu nie może umknąć niczyim oczom budynek Parlamentu, piękny.
Parlament |
Nieopodal Parlamentu |
Jedyny w Budapeszcie posowiecki monument, w tle raz jeszcze Parlament |
Poniżej zdjęcie uroczego placu Szabadasag, z jedyną pozostałą w Budapeszcie poradziecką pamiątką. Wszystkie inne zostały zdemontowane (na szczęście!) i podobno znajdują się w jakimś muzeum. Monument otaczają, psujące trochę efekt metalowe barierki (może ktoś próbował zdemontować i ten?), bo plac otaczają przepiękne kamienice.
To be continued.... :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz